Resetuj i przejdź na stronę główną...

E-mail 7: List Łukasza z SONGOPAN, 12 września 2000, 11:33

Nihao!
Witam Was!

Dziś mija 37 dzień mojej podróży. Przypomnę, że koleją transsyberyjską przebyłem wraz z towarzyszami Rosję, odnalazłem w dzikiej Mongolii dziko żyjące konie, zasmakowałem w ujeżdżaniu gobijskich wielbłądów, po czym trafiłem do Chin. Chiny to olbrzymi kraj - coś jak Europa. Zaskoczył mnie bardzo. Okazało się, że Pekin to miasto tak piękne, zadbane i nowoczesne, że podobnego nie znajdziesz w całej Europie. Podobnie reszta kraju, choć im dalej na południe i zachód, tym biedniej i brudniej.

Podróżowanie po Chinach dostarcza nam każdego dnia wielu miłych wrażeń i niecodziennych przygód, tak że z czasem nic nas już nie dziwi. My za to niezmiernie zadziwiamy Chińczyków. Najlepsza zabawa następuje, gdy próbujemy się dogadać, na przykład kupując bilet kolejowy. Zazwyczaj pomaga nam w tym wielu kasjerów i podróżnych jednocześnie. Digajan tak polubiliśmy się z paniami kasjerkami, że wpuściły nas za okienko i pozwoliły słuchać swojej kasety oraz mówić do czekających w poczekalni przyjaciół przez ogólnodworcowe głośniki. Można też wspomnieć mecz na 5 nadmuchiwanych balonów, który rozegraliśmy wśród ogólnej radości ze współpasażerami naszego wagonu drodze do Chengdu. Bardzo nam dobrze wśród Chińczyków.

W Chengdu odwiedziliśmy ZOO oraz Ośrodek Rozrodu Misiów Panda. W końcu między innymi po to przyjechaliśmy taki kawał drogi. Miśki panda są nadzwyczaj kochane, a spośród nich niewątpliwie najukochańszy był sześciodniowy osesek leniuchujący w inkubatorze i przeciągający się rozkosznie. Przywieziemy Wam jego zdjęcia.

List ten piszę z podtybetańskiej wioski Songpan. Dziś wróciliśmy z Hubertem z trzydniowej wycieczki w góry. Byliśmy konno nad lazurowymi jeziorkami, kąpaliśmy się w gorących siarkowych źródłach, oglądaliśmy stumetrowy wodospad Monitou. Trasa wiodła przez urocze doliny, w których mieszka blisko spokrewnione z Tybetańczykami plemię Qiangow. Zbierają fasolę, którą na grzbietach swoich koników zwożą z pól i suszą na dziesięciometrowych stojakach z drewna. Później orzą swe pola, a do pługa zaprzęgają jaki.

Reszta naszej grupy (bez Ani, która z Dunbajan wróciła do Polski) jest teraz pod Lodową Górą (ok. 5800 m n.p.m.). Jutro wrócą stamtąd wymęczeni chorobą wysokogórską i kapuściano-ogórkową dietą.

Jedzenie chińskie bardzo mi smakuje i nabieram wprawy w posługiwaniu się pałeczkami. Je się tutaj nimi dosłownie wszystko. Powoli nauczyliśmy się zamawiać właściwe potrawy, choć kuchnia ta wciąż jeszcze potrafi nas zaskoczyć. Jedliście kiedyś psa?

Chiny są bardzo tanie, a jeśli umie się targować, można tu żyć naprawdę za grosze. Z najistotniejszych rzeczy trzeba chyba wymienić piwo za złotówkę (i to nawet niezłe) oraz płyty CD za 5 złotych (i to nawet niezłe). Przywieziemy do Polski sporo chińskiej muzyki, możecie być spokojni. Co do piwa - pewnie wypijemy w drodze, bo droga daleka.

Z Songpan chcemy się udać w piątkę do Leshan (wielki Budda), do Kunming i dalej w stronę Laosu, a tam do Luang Prabang i Vientianne. Tam - w zależności od kalendarza i portfela - zaplanujemy powrót.

W szóstym tygodniu podróży zaczęliśmy już trochę wspominać Poznań. Napiszcie, co u Was słychać (panda@peacock.au.poznan.pl) …może rozbudzicie tęsknotę i sprawicie, że szybciej wrócimy.

Ściskam Was, a Wy, proszę, uściskajcie całą resztę

Łukasz