Witaj, Kilka dni temu podczas wizyty na stronie www.szlaki.pl ujrzałem kartkę z Myanmaru i pozazdrościłem w pierwszej chwili jej autorowi, Panu Remigiuszowi, że właśnie jest sobie w Birmie, o której od dość dawna już marzę… Cóż – przyjdzie czas na Birmę, zaś w tym roku spełni się inne z moich marzeń. Jutro wylatuję do Namibii! (właściwie zazdroszczę sam sobie). Pora wakacji przypadła w tym roku na listopad. Oczytałem się trochę, znam już tę część Afryki, ale i tak, a może właśnie dlatego wiem, że wiele rzeczy mnie zaskoczy. Zorganizowanie tej wyprawy nie było dużym kłopotem. Po pierwsze – wizyta w biurze, żeby zorientować się w cenach biletów lotniczych. Okazało się, że najtaniej jest zamówić bilet w Niemczech, w biurze AirNamibia. Harmonogram lotów też pasował do moich planów. Potem telefon do Ambasady Namibii w Berlinie, podyktowanie adresu. Oni mi formularz, a ja im zdjęcie, paszport i dowód wpłaty 50 DEM. Mam zatem bilet i wizę. Wszystko. Mogę lecieć. Z rzeczy, jakie spakowałem, warto może wymienić kilka mniej standardowych, a mogących się przydać podczas wszelkich podróży: latarka zakładana na czoło, kłódeczki do zamykania plecaka, zapasowe zdjęcie legitymacyjne (jeśli chce się przekraczać granice, może się przydać do dodatkowych wiz), wilgotne chusteczki odświeżające, musujące tabletki witaminowe. Z prowiantu: herbata, sucha kiełbasa pakowana próżniowo, 2 puszki, owoce kandyzowane, “gorące kubki”... Znikam. A pojawiam się po drugiej stronie świata. Telefonu nie biorę. Wracam za dwa tygodnie. We wszelkich sprawach – arabskim zwyczajem – zastępuje mnie mój brat. Bye! Łuki PS
|