Resetuj i przejdź na stronę główną...

20.11.2001: List z Walvis Bay

Hej!

Poprawka, przerachowałem raz jeszcze: benzyna kosztuje 1,80 PLN. A Namibia faktycznie okazuje się najzaciszniejszym i najbezpieczniejszym krajem Afryki.

Ostatnie dni popłynęły niezwykle szybko. Cała podróż nabrała niezwykłego tempa. Krater Brukkaros okazał się miejscem cudnym, takim właśnie odludnym i magicznym, jakiego szukałem. Wczoraj przemaszerowałem 15 km najprawdziwszą pustynią, potem wspólnie z przewodnikiem Samuelem szukaliśmy zwierzyny pośród sawanny. Spędziłem też przemiły wieczór u rodziny Belgów. Mieszkali kiedyś na północy Kongo, uprawiając kawę, ale z powodu wojny przebranżowili się i organizują teraz wycieczki balonem nad pustynią Namib. No i dziś rano właśnie żeglowaliśmy olbrzymim najprawdziwszym balonem, o świcie. Cudowna, absolutnie cudowna wycieczka! Ich farma to wspaniałe miejsce - na skraju pustyni i na skraju sawanny. Wśród morza złotych traw ciągnącego się dziesiątki kilometrów wokół zebry, oryksy, springbocki, szczekające o zmierzchu gekony i szum ciepłego wiatru pośród tych przestrzeni...

Potem - czyli dziś po śniadaniu w plenerze - wspólnie z różnymi autostopowiczami przejechałem 400 km przez kompletne pustkowia z Sesriem do Walvis Bay. A właśnie z Walvis Bay piszę. Piszę szybciutko, bo jeszcze sporo mam dziś do zrobienia. Chcę obejrzeć Walvis Bay (sprawia wrażenie jakiegoś niezwykle bogatego uzdrowiska albo takiego afrykańskiego Cannes - promenady, palmy, super samochody, ekskluzywne sklepy, wiatr, piach z pustyni i ocean, molo, no i restauracje (z nich cieszę się najbardziej, bo z gastronomią w całej Namibii nie najlepiej - najlepiej jadłem do tej pory u Belgów - włącznie z dziczyzną). A potem chcę udać się w kierunku Swakopmund i zabiwakować gdzieś w połowie drogi. Można tam wypożyczyć takie jednoosobowe skutery pustynne, ale to już chyba jutro. Udam się na takim na cmentarzysko koni pochodzące z walk I wojny światowej.

Jeśli Swakopmund nie zatrzyma mnie na dłużej niż jeden dzień, uda mi się jeszcze przejechać na północ do rezerwatu Bagien Etosha, choćby na jeden dzień, żeby sfotografować słonia.

Być może brzmi to wszystko jakoś dziwnie, ale tak tu właśnie jakoś dziwnie jest. A co do codzienności i urlopów spędzanych w Afryce... Powiem Wam jedno - pierwszego dnia, zaraz po wyładowaniu zapomina się o wszystkim. Mimo to dziękuję za listy...

Pozdrawiam gorąco (30 w cieniu)

Łukasz


Autor relacji przygotował do druku książkę Kazimierza Nowaka Rowerem i pieszo przez czarny ląd.