Resetuj i przejdź na stronę główną...

21.12.2001: Luang Prabang

Laos

Kraj ten postanowiliśmy zwiedzić trochę nietypowo, tzn. pójść własnymi ścieżkami. Po dotarciu (przykładowo - 39 km w 2,5 godz., co świadczy o jakości dróg) do Muang Sing wypożyczyliśmy rowery i pojechaliśmy w przeciwnym kierunku niż opisany w naszym przewodniku "Lonely Planet". Tereny wokół tej osady pełne są wiosek, w których zapoznać się można z miejscowymi zwyczajami i zobaczyć oryginalne stroje tutejszych plemion. W celu integracji z miejscową społecznością zagraliśmy mecz piłki nożnej z chłopcami oraz porzucaliśmy piłeczką (z obowiązkowym śpiewem) z dziewczętami. Przedzierając się dalej przez dżunglę (rowery zostawiliśmy wcześniej), raz po raz gubiąc ścieżkę, znaleźliśmy bardziej dzikie plemiona - ogromnie zainteresowane dzieci, półnagie kobiety oraz mężczyźni z 1,5-metrowymi strzelbami oferujący nam opium. Byliśmy jedynymi turystami.

Dotarliśmy nad Mekong, skąd po długich negocjacjach udało nam się "załapać" na towarową barkę, lecz spływ ten to dopiero polowa drogi do jakiegoś cywilizowanego miejsca (czyt.: jako takim środkiem transportu). Bogata wioska Ban Muam - centrum Złotego Trójkąta Opium na styku granic Birmy, Laosu i Tajlandii.

Za parę dolarów nikomu nie chce się jechać po górskich wertepach, musimy więc wyczarterować motorówkę. Terenowa toyota zabiera nas z następnej wioski, ja jednak postanawiam przejść się pieszo, gdyż spodobała mi się wersja "Lao Extreme".

Idąc tak wśród pól ryżowych i wiosek, mam doskonałą okazję do poznania tutejszego stylu życia. Wieśniacy na swych kołowych wehikułach sami proponowali mi podwiezienie - o zapłacie nie było mowy. Zostałem zaproszony na nocleg do chaty na palach, gdzie obok ludzie myją się w rzece, kolację gotują na ognisku, a dzieci uczą się przy świecach. Kładziemy się spać o godzinie 20.00, gdyż z braku elektryczności natura sama wyznacza rytm dnia. Pianie koguta i wschód słońca to znak, że ponownie trzeba ruszać do ciężkiej pracy.

Jednak ludzie Ci pomimo swego ubóstwa materialnego wydają się być szczęśliwi. Przebywając wśród nich, nie sposób tego nie odczuć - chciałbym się wiele od nich nauczyć. Przyjmują życie takim, jakie jest i czerpią z niego to, co najlepsze, a wszystko ze spokojem i uśmiechem. Odnosi się złudne wrażenie trwającej tu wiecznej sielanki.

Z Huay Xai do Luang Prabang spłynęliśmy Mekongiem w 2 dni, tym razem łodzią turystyczną. Tutaj zwiedzamy, odpoczywamy oraz przygotowujemy potrawy, choinkę i prezenty na Wigilię. Jest to pierwsza miejscowość w Laosie, gdzie prądu nie wyłącza się o 22.00, no i działa internet, a "białych" zatrzęsienie - setki.

Jeszcze raz Wesołych, Pa!

Michał Kozok

Autor relacji podróżuje lądem do Australii, gdzie dzięki ACIC (Australia College Information Center) będzie studiował w szkole turystycznej w Sydney.