07.10.2003: Tbilisi | |
Od wczoraj jestem w stolicy Gruzji - Tbilisi. Miasto jest dość ciekawie położone, ale znaczne jego połacie są zaniedbane i brudne. Noc spędziłem w hotelu Iveria. W olbrzymim gmachu już tylko jedno piętro służy za hotel, a pozostałe zamieniono na mieszkania dla uchodźców z Abchazji. Prawdziwa rozpacz. Oni wszystkie śmieci wyrzucają przez okno do niegdyś ładnego przyhotelowego ogrodu. Nawet pomyje te flejtuchy wylewają z balkonu! Wczoraj rano jeszcze z Gori dokonałem wypadu na teren Republiki Południowej Osetii. Był to niebezpieczny punk programu. Południowa Osetia odłączyła się od Gruzji i jest teraz zawieszona pomiędzy Rosją a Gruzją. Praktycznie jest suwerennym państwem, którego jednak nikt na świecie nie chce uznać. Ma swoją policję i armię, no i oczywiście prezydenta z rządem. Pomiędzy Gruzją a Południową Osetią istnieje coś na kształt granicy. Z Gori do stolicy tego kraju - Tshinvali - jest ok. 35 km. W obie strony, jadąc mikrobusami, udało mi się przemknąć niezauważonym przez wszystkie punkty kontrolne. Miasto wygląda dość ponuro. Ciągle zniszczone budynki świadczą o mającej miejsce 10 lat temu wojnie osetyńsko-gruzińskiej. Chodząc po Tshinvali, przemykałem bocznymi uliczkami, aby nie nadziać się na patrole policyjne. Techniczny problem z przebywaniem w tak dziwnych tworach państwowych, jak Południowa Osetia, polegają na tym, że jesteśmy poza zasięgiem działania "cywilizowanego" prawa oraz nie mamy żadnej ochrony konsularnej, ponieważ jesteśmy w kraju, którego, przynajmniej oficjalnie, nie ma. Zaraz po przekroczeniu granicy widać drastyczną zmianę. Znika dziwaczne pismo gruzińskie i pojawiają się napisy wyłącznie po rosyjsku. Przynajmniej pod tym względem jadąc z Gruzji do Południowej Osetii mamy ułatwienie - stajemy się "czytaci" i "pisaci". Południowa Osetia używa jako waluty rubla rosyjskiego, a nie, jak Gruzja, lari i ma czas przesunięty o pół godziny do przodu w stosunku do Gruzji. Łącze najlepsze pozdrowienia. Remigiusz Mielcarek |