Resetuj i przejdź na stronę główną...

02.11.2003: Republika Mnichów
Dziś rano dotarłem do Sofii. Największym wydarzeniem ostatnich dni była dla mnie wizyta w najdziwniejszym kraju Europy - w Agion Oros, czyli w republice mnichów. Te 332,5 km2 powierzchni półwyspu Athos zajmuje republika, której początki sięgają X wieku. Dziś, choć formalnie zwierzchnictwo nad tym obszarem ma Grecja, to od Hellady kraj ten oddziela dobrze strzeżona granica.

Republikę mnisią stanowi 20 klasztorów o statusie "monastir", które są w pełni samorządne i niezależne od siebie. Każdy klasztor ma odrębne prawa oraz regułę zakonną i w wyborach powszechnych wszyscy mnisi danego klasztoru wybierają swego opata na kadencję dożywotnią. Oprócz monastyrów są mniejsze klasztory, zwane skiti, i jeszcze mniejsze pustelnie, zwane kelia. Republika ma swój parlament, rząd oraz głowę państwa. Ten ostatni organ nazywa się po grecku Iera Epistasia (Święta Rada Wykonawcza). Składa się ona z czterech mnichów z czterech różnych najwyższych rangą klasztorów. Jej obecny przewodniczący - "protoepistatis" jest Serbem i należy do serbskiego klasztoru Chilandari.

Na Athos 17 monastyrów jest greckich, 1 rosyjski, 1 serbski i 1 bułgarski. Jest też 1 skiti rumuński.

Flagą mnisiego państewka jest bizantyjski dwugłowy orzeł na żółtym tle. Republika mnichów uważa się za jedyny ocalały jeszcze skrawek Imperium Bizantyjskiego. Stąd klasztory stosują czas bizantyjski.

Pojazdy na Agion Oros mają odmienne od greckich tablice rejestracyjne. Władze są niezależne od greckich, a także od Patriarchy Konstantynopola. Siłami porządkowymi, służbami celnymi i strażą przybrzeżną kieruje jednak cywilny gubernator wyznaczony przez rząd grecki. Nie może on jednak podważać decyzji suwerennych organów władzy Agion Oros. Na terytorium republiki obowiązują zupełnie inne prawa niż w Unii Europejskiej, do której Grecja przecież należy. Zakazana jest obecność na terenie państwa mnichów kobiet. Nie mogą one pod groźbą surowych kar przekroczyć nawet na łodziach 500-metrowego pasa wód terytorialnych Agion Oros. Nawet wszystkie zwierzęta domowe na terenie republiki mogą być tylko płci męskiej! Nie wolno na terenie tej republiki kąpać się w morzu ani opalać. Zakazane są krótkie rękawy oraz krótkie spodnie. Zakazany jest internet, kamery wideo, a także fotografowanie mnichów i wnętrz klasztorów.

Jak tam się dostać? Codziennie o 9.45 z Ouranopoli odpływa do portu Dafne (główny port republiki)z przystankami po drodze prom. Bilet w jedną stronę do Dafne kosztuje 4 euro. Aby nań wsiąść (a przypominam, że granica lądowa z Grecja jest zamknięta), trzeba posiadać ważną wizę pobytową (diamonitirion), wystawioną przez Świętą Radę Wykonawczą Świętej Góry Athos. Prawo pobytu w Grecji w żadnym wypadku nie upoważnia do wjazdu na teren republiki Agion Oros. Z wizą jest problem, ponieważ obowiązują limity. Święta Rada Wykonawcza (Iera Epistasia) zezwala dziennie na wjazd 100 pielgrzymów prawosławnych i 10 innych wyznań. Daje to maksymalną pulę wiz rocznie dla nieprawosławnych z całego świata 3650.

Aby otrzymać wizę, musimy najpierw zadzwonić do biura pielgrzymów Athos w Salonikach (nr tel. 2310 252578) i zarezerwować datę wjazdu. Przykładowo, osoby zgłaszające się w lipcu mogą liczyć na wjazd z końcem października. Zaraz po telefonicznym ustaleniu daty należy wysłać fotokopię strony identyfikacyjnej naszego paszportu (uwaga: wysłać pocztą, a nie faksować!) na adres:

Holy Executive of the Holy Mt Athos, Pilgrims Bureau, Egnatia str. 109, 54635 Thessaloniki, Greece.

Przed terminem wyznaczonego wjazdu należy osobiście zgłosić się w tym biurze po promesę wizy. Ja w czasie załatwiania tych formalności miałem dużo szczęścia - bez rezerwacji zgłosiłem się w tym biurze 24 października i dostałem promesę wizy na wjazd 26 października. Pamiętajmy, że jeśli nie wjedziemy w wyznaczonym dniu, to wiza przepada, a kolejnej mogą nam już w ogóle nie przyznać.

Z promesą wizową należy udać się 145 km od Salonik, do Ouranopoli (2 km od terytorium republiki mnichów) - dojazd autobusem za 8,50 euro. W dniu wjazdu wyznaczonym na promesie wizowej musimy rano (między 8.10 a 9.00) zgłosić się w Biurze Pielgrzymów Świętej Rady Wykonawczej w Ouranopoli po odbiór wizy pobytowej (diamonitirion). Wiza ważna jest przez 4 dni (liczą się 4 noclegi). Grecy płacą za nią 8 euro, obywatele Europy Wschodniej 18, a Polacy zaliczeni zostali do obywateli krajów zachodnich, więc muszą zapłacić za wizę 35 euro.

Mając wizę, możemy udać się do 4 wybranych z 20 klasztorów, spędzając w każdym po jednej nocy (taka obowiązuje reguła). W klasztorach dostaniemy bezpłatny nocleg i wyżywienie. Niestety, tylko 4 monastyry przyjmują pielgrzymów bez wstępnej telefonicznej rezerwacji, co nastręczać może kłopoty. Pielgrzymów nie posiadających rezerwacji, zwłaszcza nieprawosławnych, monastyry odsyłają z kwitkiem, nawet dysponując wolnymi miejscami. W dwóch wymagających rezerwacji klasztorach zostałem przyjęty bez rezerwacji, ale tylko dlatego, że wędrowałem razem z dwoma mnichami ukraińskimi. W monastyrach greckich i rumuńskim przychodzący pielgrzym dostaje bezpłatny poczęstunek: kieliszek wódki anyżowej, wodę źródlaną, kawę i słodką galaretkę. W klasztorze rosyjskim, w którym nocowałem piątą noc, otrzymamy herbatę, ciastko czekoladowe i cukierki czekoladowe, w tym ptasie mleczko.

Moje przedłużenie pobytu o jeden dzień zostało wyrozumiale przyjęte w rosyjskim klasztorze, bo lał deszcz, byłem kompletnie zmoczony i nie miałem szans dojść do portu na odpływający o 12.10 prom do Ouranopoli.
W klasztorach otrzymujemy bezpłatne posiłki. Zazwyczaj jest to śniadanie i kolacja, bo mnisi jedzą tylko dwa razy dziennie. Mięso w Agion Oros jest zakazane, obowiazują dania jarskie. Śniadanie bywa w niektórych klasztorach już o 5.00 rano, a kolacja zazwyczaj około 16.00. Potem trzeba odpoczywać, bo "poranne" modły zaczynają się o 3.00 w nocy. W niektórych klasztorach greckich i w klasztorze rosyjskim oczekuje się, aby nieprawosławni uczestniczyli razem z prawosławnymi w modlitwach, czego skrzętnie unikałem, zwłaszcza o 3.00. Są też klasztory greckie bardzo konserwatywne, które nie zezwalają "niewiernym" na przebywanie w cerkwi w czasie nabożeństwa, ba - nawet nie dopuszczają ich do wspólnego jedzenia posiłków z prawosławnymi!

W 4 klasztorach jadłem razem z mnichami i prawosławnymi pielgrzymami. Do posiłków serwowane jest wino wytwarzane przez mnichów. Czasem o 5.00 rano musiałem już wypić dwie szklanki wina, aby nie zdenerwować mnichów. Środy i piątki to dni postne. W wielu klasztorach nie podaje się śniadania. W czasie wspólnych posiłków (trapeza) jeden z mnichów czyta żywoty świętych. Należy się spieszyć z jedzeniem, bo w momencie, gdy skończy, trzeba wstać, wszystko zostawić i oczywiście odmawiać modlitwę dziękczynną (lub udawać, jeśli nie zna się słów, zwłaszcza greckich). Agion Oros to wino i śpiew (oczywiście śpiew religijny), ale w odróżnieniu od innych krajów wino i śpiew bez kobiet.

Jeśli do tego wszystkiego dodać pieszą wędrówkę po górach od klasztoru do klasztoru wśród przepięknych krajobrazów, to zaskoczeni będziemy na Agion Oros niezwykłym bogactwem kulturowym i przyrodniczym Europy. Zobaczymy, że mnisi, którzy na co dzień używają telefonów komórkowych, swych zmarłych braci po czterech latach wykopują z ziemi, patrząc, czy się już ciała rozłożyły. Jeśli są białe kości, to rzucają je na stos w specjalnej ciemnicy. Białe kości oznaczają, że mnich był dobry. Jeśli kości obrastają strzępy ciała jeszcze po czterech latach (mnichów chowa się bez trumien), to zakopują je ponownie. Znaczy to, że mnich miał grzechy na sumieniu i trzeba się za niego modlić.

A tak w ogóle, to bywa tu zupełnie jak w świecie "cywilnym". Zdarza się często, że mnisi donoszą na siebie zwierzchnictwu. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo mi, że w rosyjskim klasztorze Panteleimon (w którym notabene zostałem bardzo dobrze przyjęty i wybawiony od ulewy) wielu mnichów to byli funkcjonariusze nieistniejącego KGB lub obecni funkcjonariusze nowego rosyjskiego KGB. No cóż, Agion Oros to nie raj na ziemi, ale w każdym razie bardzo atrakcyjny czyściec dla ciekawych świata podróżników.

Łączę najlepsze pozdrowienia, już nie z terenu republiki mnichów, ale Republiki Bułgarii.

Remigiusz Mielcarek