Resetuj i przejdź na stronę główną...

28.02.2004: Tititaca
Zablokowane drogi, korki w miescie, mnostwo wody, piany i papieru - to efekt trwajacego tu karnawalu. W kazdej miejscowosci widze tanczacych, spiewajacych i rozbawionych ludzi. Wychodza swietowac na ulice calymi wioskami, kolorowo poprzebierani. Najbardziej profesjonalne pokazy mialem okazje ogladac w Oruro, szalenstwo trwalo calymi dniami. Nieodlacznym akompaniamentem festiwalu byly hektolitry wody i piany, lejace sie z kazdej strony. Celem ataku rozbawionej mlodziezy (i nie tylko) byli wszyscy, z trudem unikalem wodnych pociskow. Co dziwne, sroda popielcowa wcale nie oznaczala zakonczenia imprezy.

Najwyzej polozona stolica swiata, La Paz (3636 m npm), jest pieknie usytuowana w waskim wawozie, gdzie na stromych zboczach znajduja sie slamsy, a na dole bogatsze dzielnice (wiecej tlenu, latwiej oddychac). Troche smieszny wydaje mi sie fakt, iz w Boliwii widzialem mnostwo salonow fryzjerskich, czasami po kilkanascie na jednej ulicy, w dodatku pelne klientow. W stolicy ciekawie bylo na "targu czarownic" z nietypowym asortymentem (np. zasuszone plody lam, sluza do czarnej magii) oraz w muzeum koki. Tutaj dowiedzialem sie czegos wiecej o tej roslinie i o jej szerokiej gamie pozytywnych oddzialywan na organizm. Suszone liscie koki zuje pare razy dziennie, co poza wzmocnieniem systemu immunologicznego, ulatwia mi takze lepsze funkcjonowanie na duzych wysokosciach. Zreszta, kazdy z nas juz konsumowal koke, gdyz poza licznymi srodkami farmacuetycznymi, znajduje sie ona rowniez w popularnej coca-coli. Niestety ta pozyteczna roslina jest takze przetwarzana na siejacy spustoszenie organizmu narkotyk - kokaine.

Nastepnym moim celem byl najwyzej polozony nawigacyjny akwen wodny - jezioro Tititaca (3820m npm). Poszedlem z dala od turystycznych szlakow. Spalem u rodziny rybackiej, gdzie uczylem sie prowadzic stara inkaska lodz "balse" (zbudowana z trzciny) oraz uzywac dawnej bronii indian, chociaz zanim kamien zaczal osiagac wyznaczony przeze mnie cel, troche poobijalem dom rybaka. Rankiem, siedzac obok siebie, wspolnie wioslowalismy po jeziorze. Ostatni odcinek, czyli ciesnine pomiedzy stalym ladem a Wyspa Slonca (1 km), postanowilem przeplynac wplaw, przy asekuracji rybaka. Ciezko bylo zlapac oddech na tej wysokosci i w tym zimnie (woda 9 st. C). Po wyjsciu dopiero szybki marsz rozgrzal mnie dostatecznie. Pozniej wybralem sie jeszcze na 2 inne wyspy (juz po stronie peruwianskiej). Plywajace wyspy Uros zbudowane z trawy sa niezwykle ciekawe i oryginalne, lecz obecnie mozna je nazwac plywajaca cepelia. Nieco mniejszy wplyw turystyki na styl zycia indian mozemy zaobserwowac na wyspie Taquilla.

To juz wszystko, pa
Kozi

Podróż Michała Kozoka wspiera Kodak Polska SA.