Resetuj i przejdź na stronę główną...

02.06.2004: Ameryka Środkowa cz. II
Nigdy wczesniej nie widzialem tyle broni, co w miescie San Salvador - zatrudnianych jest tu okolo 20 tysiecy ochroniarzy. Nawet jedzac w knajpce stoi nade mna gosciu ze strzelba w reku, a po ulicach chodza faceci z maczetami u boku. Przez 2.5 dnia pobytu w tym kraju nie spotkalem ani jednego bialego turysty, pewnie dlatego, ze trwa zachodnia psychoza "napadow", wystarczy, ze w przewodniku napisza: "nie zaleca sie odwiedzac Salwadoru", ale tym lepiej dla mnie. Co prawda jeden pijany typek wyzwal mnie po angielsku, lecz musialem go z zacisnietymi zebami zignorowac, gdyz tutaj nie moge dac sie sprowokowac. Za to chwile pozniej pytam sie kobiety na ulicy, jak trafic na dworzec, wiec ona zawraca i prowadzi mnie przez 10 minut, tlumaczac ze jest tu niebezpiecznie, wsadza mnie do wlasciwego autobusu i wraca w swoim uprzednim kierunku - jakie to bylo mile!

No i nie ma tutaj kraju, co by nie zobaczyc jakiegos ciekawego wulkanu. W Parku Narodowym Cerro Verde spalem na lawce kolo posterunku policji, a z samego rana ruszylem na szczyt dymiacego siarkowodorem wulkanu Santa Ana, skad rozposcieral sie ladny widok na dwa inne kontrastujace ze soba stozki - jeden zarosniety zielona roslinnoscia Cerro Verde, a drugi zupelnie nagi, klasyczny, szaro-kamienisty Izalco. Niestety nie zrobilem zadnego zdjecia, gdyz policja na tyle mnie wystraszyla opowiesciami o bandytach napadajacych na samotnych turystow, ze nie wzialem ze soba nic cennego. Oni sami eskortuja codziennie grupy miejscowych turystow, lecz popoludniu, kiedy zwykle wszystko zasloniete jest chmurami.

Szczerze mowiac, przed podroza nawet mi przez mysl nie przeszlo, ze bede w Ameryce Centralnej lapal co jakis czas autostopa. No ale jak na calym swiecie, zyja tu tez mili i normalnie ludzie.

W Gwatemalii zobaczylem Antigue, jedno z najladniejszych miast Ameryki Srodkowej. Kontrastuja ze soba ladnie odrestaurowane kolonialne budynki z licznymi ruinami, jakie pozostaly po licznych trzesieniach ziemii.

W Quetzaltenango (Xela) wszedlem do jednej z licznych tutaj szkol jezyka hiszpanskiego. Decyzja byla natychmiastowa i juz dnia nastepnego zakupilem przybory szkolne, zalozylem tornister i grzecznie podazylem do szkoly, gdzie od 8 rano uczestniczylem w lekcjach. Bardzo efektywny system nauczania - 1 nauczyciel i 1 uczen, 5 godzin dziennie. Popoludniu odbywaly sie zajecia dodatkowe: wspolne wycieczki po okolicy, pokazy i nauka tanca salsa, udzial w konferencjach lub prelekcje filmow poruszajacych problemy spoleczne i polityczne Gwatemalii, a w piatki to konsumpcja lokalnych potraw polaczone z wyjsciem na impreze taneczna. Dodatkowa zaleta szkoly jest dostep do internetu i biblioteki oraz mozliwosc zakwaterowania w niezaleznym pokoju przy gwatemalskiej rodzinie, ktora przyrzadza wysmienite posilki 3 razy dziennie. Jadlem, az mi sie uszy trzesly, tak mi smakowalo! To wszystko tylko za 125$ tygodniowo (szkola, wyzywienie i zakwaterowanie).

To byly rewelacyjnie spedzone 5 dni i poza progresem we wladaniu hiszpanskim, to przede wszystkim odpoczalem i nie musialem sie o nic martwic: o hotel, o autobus, o co i jak bede zwiedzac.

W weekend wraz z innymi studentami wybralismy sie nad jezioro Atitlan, ktore otoczone jest wulkanami. W miasteczku San Pedro mielismy okazje ogladac muzyczne i cyrkowe wystepy wesolych hippisow, poplywac w jeziorze, pospacerowac w pieknej gorskiej scenerii - pelny relaks. Jednak rozstania nadszedl czas, gdyz oni wracali do szkoly, a ja pelen nowej energii ruszylem kontynuowac swoja podroz.

Zwiedzilem stolice kraju, a nastepnie w okolicach Coban cudowne wodospady i naturalne baseny z turkusowa woda. Malowniczy region z wapiennymi gorami, lecz z kiepskim transportem - przemierzylem lacznie w sandalach po szutrowych drogach ponad 20 kilometrow, co jakis czas lapiac krotkiego stopa.

Na pozegnanie Gwatemalii ogladnalem majestetyczny i wielki Tikal, bedacy sposcizna kultury Majow z odleglych czasow prekolumbijskich. Z jednej wysokiej na 60 metrow piramidy rozciaga sie piekny widok na swiatynny kompleks, zatopiony w sercu rozleglej dzungli.

pozdrawiam
Michal

Podróż Michała Kozoka wspiera Kodak Polska SA.