Resetuj i przejdź na stronę główną...

09.06.2004: Belize i Jukatan
Wjechalem do Belize, bylej angielskiej kolonii. I tak jak w Gujanie Brytyjskiej, wszystko tu inne niz u sasiadow. Zamiast niskich hiszpanskojezycznych indian sluchajacych salsy przy tanim piwie - wysocy anglojezyczni murzyni sluchajacy rege przy drogich skretach. Belize City ma zla reputacje, takze po zmroku nie szukalem hotelu na wlasna reke, wzialem taksowke. Spartanski pokoik byl najdrozszy w moim zyciu (12,5 $). Mialem jednak cel, dla ktorego sie tu znalazlem.

Poplynalem wiec na turystyczna, bezpieczna i przyjemna wyspe Caye Caulker. Nie ma tu samochodow, sa natomiast palmy, plaze, slonce i domy na palach. Pierwszego dnia poplynalem na rafe (po australijskiej, druga najwieksza na swiecie), gdzie w masce z rurka i pletwami podziwialem podwodne kolory. Kapitan statku wskoczyl do wody i po chwili zlapal malego rekina rafowego, tak abysmy mogli go chwile potrzymac i pocalowac, pozniej go puscilismy.

Poplynelismy w inne miejsce, gdzie do wody wrzucilismy niezywe rybki - stalem w wodzie po pas i po chwili plywalo miedzy moimi nogami kilka walczacych niegroznych rekinow oraz dziesiatki plaszczek, tak, ze nie potrafilem stanac, aby ich nie nadepnac. Te 2 metrowe ryby ocieraly sie o mnie, a jedna z nich udalo mi sie zlapac i uniesc nad tafle wody - byla niezla zabawa. A kapitan znow wskoczyl do wody i po chwili wrocil z 7 lobsterami i roznymi muszlami - po pol godzinie spozywalismy te wysmienite owoce morza i na pelnym zaglu powrocilismy na wyspe.

Dzien drugi to zrobienie rzeczy o ktorej od dawna marzylem - a mianowicie nurkowanie w Blue Hole, czyli w zapadlisku na dnie Morza Karaibskiego. Cudowna, plytka turkusowa woda i nagle dziura w dnie o srednicy kilkuset metrow i glebokosci 150 metrow, wewnatrz ktorej znajduje sie potezny stalagmit. Wskoczylem do wody i zanurzylem sie w otchlan tego cuda. Zezwolono nam zejsc az do 45 metrow glebokosci, gdzie nie docieralo juz wiele swiatla, a cisnienie wydawalo sie miazdzyc nasze ciala, ciezko sie oddychalo.

Najpierw ogladnalem stalagmit, ale wnet moja uwage przykuly zblizajace sie rekiny. Byly duze, dzikie i wygladaly groznie. Jeden z nich plynal w moim kierunku, takze moglem z bliska spojrzec mu w oczy, to bylo cos przecudownego, adrenalinka szalala. Mielismy szczescie, bo przyplynal takze jeden z bardziej agresywnych tego gatunku - wielki bull shark, moglby mnie zjesc na dwa kesy. Sa jednak inteligentne - po co ryzykowac walke z grupa poprzebieranych balwanow, skoro za chwile otrzymaja swoja porcje ze statku. Stezenie azotu we krwi roslo, takze musielismy wracac z tego raju. Konieczna byla jednak przerwa dekompresyjna, a w tym czasie rekiny nad naszymi glowami walczyly zaciekle o mieso zrzucane z motorowki. My z dolu z oslupieniem (lecz bez otwartych ust rzecz jasna) patrzylismy sie na to emocjonujacy spektakl.

Pozniej nurkowalismy w innych miejscach, gdzie podziwialismy morskie zolwie i inne blizej mi nie znane dlugie zielone potwory z uzebiona paszcza. Tak pieknego odcienia koloru niebieskiego jeszcze nie widzialem, a do tego te zolte rybki na jego tle.

Jukatan to przede wszystkim ruiny miast-swiatyn pozostawionych nam w spadku przez liczne plemiona indianskie. Zwiedzilem Tulum - jedyny kompleks polozony nad wybrzezem; Chichen Itza - z duzym boiskiem do gry w pilke (pelote), gdzie kapitan druzyny przegranej tracil zycie w ofierze; Uxmal i Palenque (Chiapas) - gdzie olbrzymie budowle byly wznoszone bez uzycia narzedzi metalowych, zwierzat i kola. Architektura, rzezba i ich wiedza astronomiczna robia wielkie wrazenie.

Polwysep Jukatan polozony jest na podziemnych, zalanych woda jaskiniach, zwanych cenotes. Aby je lepiej poznac, postanowilem w nich zanurkowac. To bylo rowniez unikalne doswiadczenie: ekstremalnie czysta slodka woda sprawia wrazenie ze frune w powietrzu, a nie plywam - przedzierajac sie z latarka miedzy stalaktytami, stalagmitami i ciasnymi korytarzami. Miejscami przeswitujace slonce tworzylo fantastyczna game kolorow, a czasami wymieszanie pradow ze slona woda tworzyly efekt "wibrujacego rozmazanego obrazu" (cos w stylu falujacego rozgrzanego asfaltu na horyzoncie)

W Belize i na Jukatanie odwiedzilem miejsca mocno skomercjalizowane, bylo drogo, lecz warte swojej ceny - rewelacja!

Pozdrawiam
Kozisyn

Podróż Michała Kozoka wspiera Kodak Polska SA.