24.07.2004: Alaska cz.I Zdazylem, wjechalem na Alaske na 2 dni przed utrata waznosci mojej amerykanskiej wizy. Niestety w tym roku szaleja potezne pozary lasow, wiec widocznosc i oddychanie sa znacznie utrudnione. Zapuszczam sie coraz bardziej na polnoc, gdzie spotkanie gryzliego jest wielce prawdopodobne, a z nim nie mam juz szans walczyc, w przeciwienstwie do czarnego misia. Takze podczas kampingu na dziko staram sie unikac niedzwiadka - jestem glosno, a jedzenie i przybory toaletowe wynosze minimum 100 metrow poza namiot, gdzie zwykle wieszam je miedzy drzewami 4 metry nad ziemia, niezle sie przy tym namecze. Stopuje dalej, az przekroczylem kolo podbiegunowe. Wkraczam w tundre, pozary sie wiec koncza wraz z brakiem drzew, lecz dodatkowo uaktywniaja sie dokuczliwe komary i gryzace muchy - tak tna, ze opuchla mi cala kostka, sprawia teraz bol przy chodzeniu. Na szczescie maszerowac sporo nie musze, bo na polnoc prowadzi tylko jedna szutrowa droga z kilkunastoma zabudowaniami na tej kilkuset kilometrowej trasie. Ruch ekstremalnie maly, wiec czasami zasypiam sobie na poboczu, aby po kilku godzinach zatrzymac pierwszy samochod (nie licze ciezarowek z oil company, gdyz te zabierac pasazerow nie moga). Kiedy dotarlem do konca drogi w Deadhorse, spedzilem kolejna noc bez zmroku, lecz tym razem slonce w ogole sie nie chowa. Takze siedzialem sobie od godziny 2 do 4 w nocy w okularach przeciwslonecznych i spogladalem na polnoc, gdzie pomaranczowa tarcza naszej najblizszej gwiazdy demonstruje zachod i wschod w tym samym momencie, nisko nad horyzontem. Od lat chcialem cos takiego zobaczyc. Szkoda tylko, ze misia polarnego nie ujrzalem. Rano z wycieczka wjechalem na teren firmy ropowej, aby dostac sie nad Ocean Arktyczny, czy jak kto woli nad Morze Beauforta. No i 24 lipca po 194 dniach podrozy z Ziemi Ognistej, po przejechaniu ponad 42 tysiecy kilometrow w 19 krajach i po przejsciu ponad 850 kilometrow w 39 niesamowitych parkach - ujrzalem koniec drogi, cel mojej trasy. Stanalem na koncu swiata i spojrzalem na wprost - przede mna juz tylko woda i Arktyka. Wskoczylem do lodowatej wody poplywac. Otaczala mnie dzika przyroda, slyszalem tylko szum morza i bicie swego serca, serca przepelnionego radoscia. Cieszac sie ze jestem tutaj, wyszedlem z wody i tym samym zakonczylem oficjalna czesc podrozy. Udalo sie! Dzien wczesniej kampingowalem z trojka argentynczykow, ktorzy pokonali trase Ziemia Ognista - Alaska na ROWERACH, zajelo im to 19 miesiecy! Czulem sie przy nich taki "maly", sa dla mnie bohaterami. Z poczatku mnie to az zdolowalo, pozniej jednak to zmotywowalo do kreslenia smielszych planow. A ta moja podroz i tak byla bardzo ciekawym doswiadczeniem, kolejnym krokiem do przodu. Przygotowania do wyprawy kosztowaly mnie wiele wyrzeczen, wysilku, ciezko pracowalem fizycznie gromadzac fundusze, pokonywalem problemy organizacyjne i bariery biurokratyczne. Balem sie tej drogi, samotnosci, kryzysow, niebezpieczenstw - bylo to dla mnie wyzwanie, wyzwanie ktore podjalem i ciesze sie, ze osiagnalem cel i pokonalem wlasne slabosci. Podsumowujac calosc - WARTO BYLO !!! "W zyciu piekne sa tylko chwile, dlatego czasem warto zyc" Pozdrawiam Michal Kozok PS Do rozpoczecia szkoly w Sydney pozostaly mi jeszcze 3 tygodnie, takze jeszcze cos po drodze zobacze... |