Resetuj i przejdź na stronę główną...

04.08.2004: Alaska cz.II
Wybrałem się do Denali NP i już sam dojazd w głąb parku specjalnym autobusem przysparza sporo emocji, gdyż poza pięknymi widokami na góry Alaska Range mamy okazje podziwiac tutejsza zwierzyne, ktora nie reaguje na warkot silnika. Takze zupelnie z bliska moglem ogladac: karibu, losie, wilki oraz niedzwiedzie. Udalo sie - dostalem zezwolenie na 3-dniowy treking w wysokogorskiej czesci parku w poblizu najwyzszej gory Ameryki Pln - Mc Kinley, poza mna beda tam gdzies przebywac jeszcze tylko 3 osoby. Ruszylem wiec przed siebie, no i kolejna super sprawa - nie ma szlakow, idziesz i spisz gdzie chcesz, a rwace lodowate gorskie potoki pokonuje sie bez mostow. Po wietrznej nocy mily widok na dzien dobry - na sasiednim wzgorzu pasie sie karibu z malym. Podazam wg zakupionej mapy topograficznej, lecz cos tu nie gra, no i jak sie okazalo lodowce sporo sie przesunely przez ostatnie 50 lat, takze moja mapa nie byla juz aktualna. Sporo wiec nadkladalem drogi, a poniewaz nie cierpie sie wracac, nie chcialem tez wpasc w szcze line, takze zaczalem wdrapywac sie po stromych piargach. Mimo kiepskiej pogody widok z gory wynagradzal trudy wspinaczki.

Kolejnego dnia maszeruje sobie i na odleglym zboczu gorskim zobaczylem niedzwiedzia. Ze sporej, bezpiecznej odległości przygladam sie przez obiektyw jak zajada zielenine. Nagle misiu zniecierpliwil sie i podbiegl do gory, dal znak małemu, a ten po prostu zwinal sie w kulke i stoczyl do matki - to było piekne. Myślałem, ze to chodzi o mnie, lecz to wilk zbliżał sie do nich. Po tym wszystko wróciło do normy i każdy z nas poszedł w swoim kierunku. Zadowolony szedłem dalej, a myslami byłem gdzies na innej planecie. Z jednej strony mam rzeke i otwarta przestrzen, a z drugiej lodowiec, także wydawalo mi sie, ze wszystko mam pod kontrola. Myliłem sie.

Nagle niespodziewanie od strony lodowca cos sie poruszylo i zza krzaka, tuz za mna, wybiegl niedźwiedź grizzli. Ze strachu znieruchomiałem na 2 sekundy, serce walilo jak Dzwon Zygmunta. Odwróciłem sie do niego twarza i chociaż nie było to latwe, starałem sie zachowac spokoj. Zaczalem wiec powoli mowic do misia grubym glosem i wymachiwac rekoma nad glowa, aby niedzwiedz wiedzial, ze jestem duzy i sie go nie boje. Calemu przedstawieniu przygladal sie z boku, stojac na tylnich lapach maly misiu, biorac lekcje od matki. A matka grizzli patrzyla, otworzyla pysk i ruszyla znowu w moim kierunku. Na szczescie zatrzymala sie po 2 krokach - markowala atak, aby sprawdzic moja reakcje. Adrenalina szalala, wszystko dzialo sie zbyt szybko, a dzielilo nas zaledwie niecale 10 metrow. Na wyciagniecie pieprzu w spreju nie mialem czasu. Caly czas powoli cofalem sie, potykajac niezdarnie o nadbrzezne kamienie, nadal mowilem misiowi jakies glupoty, proszac go o rozsadek i rozwage. Niedzwiadek posluchal i postanowil mnie nie rozszarpywac - odszedl, a ja poczulem ogromna ulge.

Spelnilo sie moje marzenie - spojrzalem besti prosto w oczy. Szedlem cicho i pod wiatr, wiec grizzli nie mogl mnie uslyszec ani wyczuc, zblizal sie intruz, wiec bronil malego. Mysle jednak, ze byla to jedna z najpiekniejszych chwil mojej podrozy. Pare godzin pozniej inny misiu zaatakowal samotnego wedrowca raniac go, takze ten region parku natychmiastowo zamknieto dla zwiedzajacych. A ja za kare podjadalem misiom jagody.

Potem pojechalem na poludnie do Kenai Fjords NP zobaczyc Alaske od strony wybrzeza. Cos niesamowicie pieknego - wysokie osniezone gory, lasy, blekitne niebo oraz spadajace prosto do fiordow lodowce. Wdrapalem sie na jeden szczyt, aby moc to zobaczyc z gory. Podczs rejsu statkiem (znizka dla budzetowego autostopowicza) ogladalem ptactwo, lwy morskie, wydry, grupy delfinow i ogromne wieloryby.

Nastepnie wybralem sie na 3-dniowy treking, gdzie mialem szczescie spotkac losie, a takze przygladac sie jak olbrzymie lososie (ponad 1 metr dlugosci) pokonuja progi wodne akrobatycznymi skokami, pnac sie w gore rzeki.

Jeszcze tylko noc w miescie Anchorange, gdzie spie u fanatyka broni maszynowej, ktory zamawial dynamit przez telefon z dostawa do domu - jak pizze! Poznalem tez niesamowitych ludzi m.in. Joe, Larsa, DJ, Eskimosow oraz wielu innych odwozacych mnie swoimi autami. Ich zyczliwosc oraz piekno tutejszej przyrody spowodowala, ze zakochalem sie w Alasce...

Kozi
Podróż Michała Kozoka wspiera Kodak Polska SA.