Resetuj i przejdź na stronę główną...

10.08.2004: List z Delhi
Jestesmy w Delhi, wymeczeni pierwszym dniem, bo upal jak w saunie i glosno i tloczno i brudno i wszyscy trabia i wolaja i ruch nisamowity! Pochodzilismy dluuugimi ulicami pelnymi straganow, samochodow, krow, ryksz, gdzie straganik przy straganiku i tak to sie ciagnie kilometrami, a w gorze platanina przewodow i pelno plansz, szyldow, i zniszczone, zrupieciale kamieniczki, niczym slumsy... i tak kilometrami...

A na ulicy mozna kupic stara opone, placki kukurydziane, sztuczna szczeke, cocacole, mozna kupic sari w dowolnym kolorze, miske ryzu, gumowe sandaly albo skorzane, albo wpasc na srodku skrzyzowania zatloczonego rykszami, motorami i autobusami kolorowymi i trabiacymi na krowe ze stoickim spokojem beznamietnie przygladajaca sie temu balaganowi... albo mozna tez na ulicy wysiusiac sie w jednej z otwartych wnek na chodniku... prosto do rynsztoka... takie wlasnie jest Delhi, wiec dzien jeden tu nam wystarczy, chrzest azjatycki przeszlismy i uciekamy najpierw nocnym pociagiem do Gorakhpur (16 h) a potem do Nepalu...

Indie o 1:50 w nocy przywitaly nas wzcoraj deszczem.

Dzis pochmurno, ale nie pada, duszno.

Hotel Star View w dzielnicy Paharganj 10 USD za 2 os. Sniadanie 2 USD za 2 osoby.

Bilet sypialny do Gorakhpur w klimatyzowanym wagonie 50 USD za 2 osoby.

Sciski!!

Luki