Resetuj i przejdź na stronę główną...

23.08.2005: O wyprawie do Rurrenabaque

witam... znow z la paz, przystanku na trasie z rurrenabaque do cusco...

zaledwie cztery dni minely od chwili, gdy samolotem linii transporte aeromilitar przewieziono nas z wojskowego lotniska w la paz do uroczego miasteczka rurrenabaque nad rzeka beni w dorzeczu amazonki. podroz to niezwykla, chocby dlatego ze samolot wystartowal z 7godzinnym opoznieniem (choc przyznac trzeba, ze w ramach rekompensaty za to spoznienie kazdy
pasazer dostal bulke z jajkiem sadzonym i paczke herbatnikow) i chocby dlatego rowniez ze lotnisko w rurrenabaque trawiaste, zorganizowane na kawalku wykarczowanej ziemi posrod tropilanej dzungli... ladowanie malenkim
samolocikiem na takim lotnisku to niecodzienne przezycie...

cztery dni minely nam na wyprawie na boliwianska pampe, a dokladnie rzecz biorac do parku narodowego nad rzeka yakuma, prawdziwego sanktuarium przyrody. z rurrenabaque jechalismy 3 godziny jeepem do santa rosa, a stamtad 2,5 godziny lodzia w gore rzeki do naszego obozowiska. bogactwo zwierzat nad rzeka i w niej samej urzeklo nas bez reszty. na calej dlugosci
brzegi roily sie od aligatorow i kajmanow, moglismy z odleglosci kilku metrow obserwowac, jak wygrzewaja sie na brzegu, poluja w wodzie na ryby, wypatrywac w nocy ich czerwonych slepiow podczas nocnej wyprawy z latarkami, czy doslownie kapac sie w rzece w ich poblizu. na brzegu rzeki buszowaly stadka wlochatych swinek o owalnych pyskach , kapibar, najwiekszych gryzoni swiata, dochodzacych do czterdziestu kilku kilogramow wagi. na wystajacych z wody galeziach i pniakach wygrzewaly sie kolonie zolwi wodnych. i te ptaki, czaple, kormorany, zimorodki, , kondory, siewki i przerozne inne ptaki wodne... i mniej wodne zerujace na rzece i w jej poblizu... ploszone przez nasza lodz wzbijaly sie do lotu i lecialy przed nami niby wskazujac droge w gore rzeki... i te delfiny... rozowe delfiny rzeczne, krazace w spokojniejszych zaklach rzeki, z ktorymi kapalismy sie... i malpki sajmiri ktore stadami skakaly po drzewach tuz nad brzegiem rzeki... i moglismy obserowac na przyklad jak pija wode prosto z rzeki zwisajac z rosnacych nad lustrem wody galezi... i anakondy, ktore sledzilismy podczas wedrowki przez koszmarnie upalne rozlewiska pampy... no i lowienie piranii ostatniego dnia, gdy wrzucalsimy do wody haczyk z kawalkiem miesa i natychmiast cos w metnej wodzie szarpalo miesko swoimi ostrymi jak brzytwy zabkami... trudno wymienic wszystkie zwierzeta, ktore moglismy obserowac nad yacuma. by dopelnic wyliczanke wymienic chyba powinienem stadko dziwnych stworzen z rodziny psow, wielkosci lasicy, z dlugimi mordkami i pasiastymi dlugimi ogonami zerujace na drzewach w poszukiwaniu owocow, jaj i innych zwierzat, szybujace ponad dzungla papugi ary czerwone oraz... stada komarow w nocy... niewiele jest chyba miejsc na ziemi gdzie z tak bliska mozna obserwowac zycie tak roznorodnych dzikich zwierzat, to jak jak zeruja, jak przeganiaja sie z miejsca na miejsce, jak toczy sie ich dzikie zycie...

tyle atrakcji dostarczyla nam wyprawa na pampe, a jutro czeka nas 12 godzin w autobusie podczas przeprawy do cusco w peru. tam w okolicach inkaskiej swietej doliny spedzimy ostatnie dni naszej wycieczki do am pld.

pozdrowienia serdeczne
sle
lukasz