Resetuj i przejdź na stronę główną...

22.01.2002: Angkor

Najczęściej odwiedzanym miejscem w Kambodży, będącym jednocześnie symbolem tej byłej francuskiej koloni, jest największy na świecie kompleks świątynny Angkoru z IX-XIII w. (bilet wstępu jest drogi - 20 USD). Mimo że nie jestem koneserem sztuki sakralnej, kompleks wywarł na mnie ogromne wrażenie, zaś dodatkowy czynnik potęgujący czar tego miejsca to wschód i zachód słońca nad Angkor Wat. Odległości między buddyjskimi świątyniami są spore (obszar 200 km2), warto więc wynająć motor z kierowcą (6 USD), który zawiezie nas we wskazane miejsca.

Podróżowanie lądem po Kambodży nie należy do najwygodniejszych. Jeździ się tzw. pikapem, czyli terenowym samochodem z dwumetrową nieobudowaną naczepą. Zabiera on tylu pasażerów, ilu jest w stanie pomieścić (nasz rekord to 20 osób + 6 w szoferce), a do tego jeszcze dochodzi ogrom bagażu z żywym inwentarzem włącznie. Kurz i żar słońca dodatkowo obniżają komfort podróży, ważne zatem, aby zająć w miarę wygodne miejsce, bo po kilku godzinach podskoków na twardym ciężko nam będzie robić cokolwiek po wyjściu z pojazdu.

Niezapomnianym przeżyciem jest również przejazd „pociągiem ruiną” na trasie Phnom Penh-Battabang (270 km w wagonie towarowym - 15 godz, 3 USD). Siedząc przy otwartych drzwiach, miałem okazję podziwiać krajobraz i tak się rozmarzyłem, że nie zauważyłem składu drewna przy poboczu - uderzyłem o nie zwisającymi nogami. Efekt to stłuczona kostka.

Nie jest jednak bezpiecznie przemieszczać się we wszystkich regionach kraju. Północne tereny (przy granicy z Tajlandią) wciąż są niespokojne, partyzantka Czerwonych Khmerów wciąż działa, wiele miejsc jest zaminowanych. Uczcić pamięć torturowanych i wymordowanych ofiar reżimu Pol Pota możemy na "Polach Śmierci" pod Phnom Penh, jak i zobaczyć więzienie (w stolicy), gdzie jego totalitarna dyktatura zgładziła ponad 2 miliony ludzi w latach 1975-1979. Pozostawia to przygnębiające wrażenie.

Jako nauczyciel wf. z przykrością muszę stwierdzić, że poziom sportowy młodzieży szkolnej w Polsce jest o wiele niższy niż w Kambodży. Nie dziwi to tak bardzo jeśli chodzi o gimnastykę, zwinność i zręczności oraz wybieganie, w końcu nie ma tu komputerów i wideo. Zaskakuje jednak bardzo dobre wyszkolenie techniczne w siatkówce - mimo bardzo skromnego zaplecza sprzętowego. Mieliśmy sposobność zostać pokonani przez miejscowych, którym chylę czoła.

Jeszcze stąd nie wyjechałem, a już chciałbym tu wrócić. Pozdrawiam.

Michał


Autor relacji podróżuje lądem do Australii, gdzie dzięki ACIC (Australia College Information Center) będzie studiował w szkole turystycznej w Sydney.